Dreaming Tusi subiektywnie #2: Co było pierwsze - książka czy film?

 Ostatnio podzieliłam się z Wami moimi "upodobaniami czytelniczymi". Nie odniosłam się jednak wtedy do kwestii ekranizacji i adaptacji książek, a jest to moim zdaniem bardzo ciekawa sprawa. Stąd dzisiejszy tytuł. Opowiem Wam, co wybieram jako pierwsze: książkę czy jej filmową wersję i dlaczego tak się dzieje.





Staram się najpierw przeczytać, ale...

...niestety, różnie z tym bywa. Zazwyczaj fakt, że najpierw obejrzę film automatycznie zniechęca mnie do sięgnięcia po książkę. Powodów tego jest wiele, jeden z głównych to ograniczanie wyobraźni, która buduje czytaną historię w oparciu
o dobrze znane twarze aktorów albo miejsca akcji znalezione przez ekipę filmową. Brzmi jak ułatwienie, prawda? Jak dla mnie jednak zabiera to całą przyjemność z czytania. Drugim ważnym argumentem przemawiającym przeciwko książce już po obejrzeniu filmu jest fakt, że znam zarys fabuły i prawdopodobnie, poza kilkoma dodatkowymi wątkami, nic mnie już w niej nie zaskoczy. 

Te dwie rzeczy sprawiają, że nawet jeśli początkowo chciałam zacząć czytać książkę, której ekranizację lub adaptację widziałam, w końcu odkładam ją na półkę i nigdy do niej nie wracam. 

Zawsze musi być jednak ten wyjątek od reguły i tutaj są to głównie dzieła, w których pozbyto się części fabuły lub postaci. W takich filmach twórcy ukazują swoją wizję danego utworu literackiego, często odcinając się od wielu kluczowych dla fabuły wątków. W efekcie dostajemy bardzo uproszczoną wersję, która nadaje się do tego, aby przeciętny widz wytrzymał przed ekranem 1,5 godziny bez konieczności wyjścia po dodatkową porcję popcornu. 

Po obejrzeniu czegoś takiego, często czyta się komentarze (zwłaszcza dotyczące momentów, w których zawodzi ciąg przyczynowo-skutkowy) pt.: "W książce było inaczej", "W książce to było lepiej wyjaśnione" itp. Wtedy niejednokrotnie decyduję się na przeczytanie książki, bo mam wrażenie, że może mnie ona jeszcze zaskoczyć i czasami jakoś obronić kinową wersję, której czegoś zabrakło. 

Chcecie przykładu? Proszę bardzo! Adaptacje powieści Nicholasa Sparksa często dostają od twórców filmów romantycznych nowe, nieco lepsze zakończenie. Czasami też osadzone zostają w czasach bardziej współczesnych, żeby widzowi ułatwić utożsamianie się z bohaterami ("Dear John"). Często twórcy "podkręcają" poziom dramatyzmu niektórych sytuacji, żeby później widz mógł się bardziej zachwycić zakończeniem ("Dla ciebie wszystko"). Dlatego, mimo iż połowę przeczytanych przeze mnie powieści Sparksa widziałam najpierw na ekranie, nie nudziłam się przy żadnej z książek, bo dawały mi poczucie, że czytam zupełnie nową historię, chociaż ogólny jej zarys już gdzieś widziałam. 

Dlaczego zawodzą nas ekranizacje/adaptacje?

Jak już wspomniałam, obejrzenie filmu zanim przeczyta się książkę odbiera wyobraźni możliwość wykreowania zupełnie nowego świata. Jeśli znajdziemy się w odwrotnej sytuacji, może być jeszcze gorzej. Zastanówcie się sami, ile razy wyobraziliście sobie jakiegoś bohatera, jego wygląd, sposób ubierania się, mówienia, barwę głosu, a gdy przyszliście do kina, czar prysnął. Okazało się bowiem, że osoby odpowiedzialne za casting miały inną wizję tej postaci albo zwyczajnie aktor "nie udźwignął" zadania. Podobnie jest z miejscami akcji. Wyobrażasz sobie polanę skąpaną w blasku księżyca,
a filmowcy znaleźli jedynie mało przekonujący park do nagrania tego ujęcia, wyśnisz sobie zamek godny Królewny Śnieżki, a oni wynajmą pierwszy lepszy dworek. Nasze wyobrażenia brutalnie zderzają się z rzeczywistością i to nie pozwala nam docenić filmu jako osobnego dzieła, chociaż mógł on być bardzo dobrze zrealizowany pod względem technicznym, mógł mieć świetny scenariusz albo wspaniałe (mimo wszystko) kreacje aktorskie. 

Kolejną rzeczą, o której też już wspomniałam jest wycinanie wątków, postaci, upraszczanie fabuły. Ile razy zdarzyło się tak, że oglądaliście film i kręciliście głową, twierdząc, że przecież w książce tak nie było? Twórcy często pozbywają się niektórych wydarzeń, które w książce mogą nam się wydawać najciekawsze albo bardzo ważne dla fabuły albo usuwają postaci, choć nam się wydawało, że są one najjaśniejszymi punktami tego dzieła. Często wtedy, żeby zaoszczędzić trochę czasu (bo film nie może być zbyt długi), rolę postaci wyciętych przejmują inni, drugoplanowi bohaterowie. Często też dla zachowania ciągu przyczynowo-skutkowego upraszcza się fabułę i wydarzenia dość odległe od siebie na kartach książki "spotykają się" nagle w jednym miejscu i dzieją się równocześnie, co moim zdaniem często może powodować zamieszanie, zwłaszcza u widza, który powieści nie czytał (i nie wiadomo, czy to zrobi). 

Żeby nie było tak słodko...

Bywa oczywiście też tak, że książki ze względu na narracje, postaci lub poszczególne części fabuły bardzo do siebie zniechęcają. Wtedy film może się okazać drugą szansą dla danej powieści ze względu na pomysły aktorów na te postaci, dialogi, otoczkę wizualną czy muzykę, która nadaje opowieści zupełnie inny klimat. 

Miałam tak w przypadku "Igrzysk Śmierci", w których bardzo irytowała mnie narracja. Pozbawiona emocji główna bohaterka w swoich rozterkach miłosnych była dla mnie tak bezbarwna, że nie mogłam uwierzyć, iż kocha ona którąkolwiek z męskich postaci. Pod pewnymi względami jej filmowa wersja była bardzo podobna, z tą oszczędnością
w ekspresji, jednak świetnie obroniła się na ekranie jej relacja z Peetą (może dlatego, że chwilami balansowała na granicy tandety) i sprawiło to, że mogłabym przypuszczać, iż kiedyś pojawi się między nimi miłość. 

Jak widzicie, nie dam Wam recepty na to, po co lepiej sięgać w pierwszej kolejności, żeby nie zrazić się do historii jako całości, bo sama kieruję się bardzo różnymi kryteriami w podejmowaniu takich decyzji. Pozostawię Was jednak z tą myślą, że największym problemem w tym przypadku jest to, iż nie możemy spojrzeć na książkę i film jako na osobne byty, dwa różne teksty kultury, które mają mniej lub więcej punktów wspólnych. A niestety, osoby odpowiedzialne za promocję tych utworów tylko to nakręcają.


Dreaming Tusi

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kącik literacki Dreaming Tusi #15

Kącik literacki Dreaming Tusi #9

Kącik literacki Dreaming Tusi #35